W ostatnim tygodniu maja, cały Nazaret wyruszył na szkolne wojaże w cztery strony świata. Klasy 1B oraz 2B liceum razem podążyły na wschód, lecz nie ten daleki, a dobrze nam znane dawne Kresy Wschodnie. Lwów jest bardzo pięknym, sentymentalnym i dość „kontrowersyjnym” miastem. Wszystkie te aspekty poczuliśmy podczas tych czterech niezwykłych dni. Wycieczkę opisują Karolina Pałys (1B) i Tomasz Król (2B)
27 maja, poniedziałek:
Karolina: Po okresie zmagań maturzystów, nadszedł czas odkrywania rozmaitych zakątków Polski i świata przez młodszych uczniów naszej szkoły. Nie dziwne więc jest to, że uczniowie klasy IB i IIB 27 maja br., w blasku porannego słońca, stawili się tuż o świcie na zbiórce na parkingu stadionu „Korona”. Z walizkami pełnymi najpotrzebniejszych rzeczy, ale również zapasem energii i dobrego humoru, wraz z opiekunami: s. Iwoną Paluch, p. Anną Fatygą,
p. Katarzyną Ossowską i p. Tomaszem Ossowskim, wyruszyliśmy w kierunku wschodniej granicy. Naszym celem było jedno z najpiękniejszych miast na Ukrainie- Lwów. Już po przekroczeniu Korczowej mogliśmy- najpierw przez autokarową szybę, później z bliska- zobaczyć tamtejsze krajobrazy i życie zwykłych ludzi, co było bez wątpienia ważnym elementem całej wycieczki. Mimo kilku godzin jazdy, udało nam się zachować siły na spotkanie z przewodnikami i pierwszy bezpośredni kontakt z Lwowem (nie można tu zapomnieć o ogromnej roli p. Tomasza Ossowskiego, który z profesjonalizmem zawodowca, wprowadził nas w zakątki tego miasta).
Tomek: Wyjechaliśmy wcześnie rano, pomimo lekkich problemów z kontrolą policyjną. Na szczęście nikt się nie spóźnił. J Po bezproblemowym przejściu przez granicę, dotarliśmy do naszego celu. Na miejscu spotkaliśmy naszych przewodników- Pana Romana i Panią Larysę, którzy towarzyszyli nam przez całą wycieczkę. Pierwszym zabytkiem, jaki zwiedziliśmy, była Katedra św. Elżbiety i św. Olgi, pierwotnie katolicki kościół wzniesiony ku pamięci Cesarzowej Sisi, później przekształcony w cerkiew unicką, po wyjeździe ze Lwowa większości Polaków stanowiących główną część katolików lwowskich. Następnie odwiedziliśmy Sobór św. Jura. Św. Jur (czy też Jerzy) jest patronem Lwowa więc wizyta w świątyni nie była ostatnim spotkaniem ze świętym rycerzem. Oprócz tego widzieliśmy Dworzec główny, polską szkołę i Kościół Marii Magdaleny. Wieczorem dotarliśmy do hotelu. Po posiłku i rozpakowaniu się wyszliśmy na spacer po lwowskim rynku. Pan Ossowski, jako dobrze obeznany w mieście historyk, opowiadał nam o ciekawszych miejscach i doradził gdzie oraz co warto kupić. Tak też odwiedziliśmy lwowskie cukiernie i niezapomnianą dla wielu palarnię kawy.
28 maja, wtorek:
Karolina: Drugiego dnia wyruszyliśmy w trasę, gdzie od Oleska przez Podhorce, Krzemieniec, skończywszy na największym Sanktuarium Maryjnym Kresów- Ławrze Poczajowskiej, poznawaliśmy polsko- ukraińską historię, wzbogaconą o wschodnie tradycje, kulturę i religię. Było to dla nas niezwykle cenne doświadczenie, które zdecydowanie poszerzyło nasze horyzonty i odcisnęło piętno na odbiorze życia również w polskich realiach.
Tomek: Następnego dnia wyruszyliśmy w głąb Ukrainy. Pierwszym punktem był zamek w Olesku, miejsce, w którym urodził się i dorastał król Jan III Sobieski. W komnatach mogliśmy obejrzeć wiele eksponatów z różnych epok oraz usłyszeć wiele mniej lub bardziej prawdziwych legend i opowieści Pana Romana. Tam też siostra Iwona zakupiła akt nadania naszej klasie ziem oraz próbowaliśmy zidentyfikować pewną larwę J Następnie pojechaliśmy do Dworku w Podhorcach- malowniczej, lecz zaniedbanej rezydencji magnackiej skąd mieliśmy przepiękny widok na ukraiński, wiejski krajobraz. Kolejnym punktem zwiedzania był Krzemieniec- rodzinna miejscowość Juliusza Słowackiego. Oprócz przepięknego kościoła gdzie nasz wieszcz był ochrzczony, zwiedziliśmy jego rodzinny dom. Obecnie znajduje się tam muzeum poświęcone artyście, w którym Pani przewodnik w bardzo przystępny sposób opowiedziała nam życiorys twórcy dobrze znanego nam „Kordiana” czy „Balladyny”, dodając przy tym wiele ciekawych i zabawnych anegdot z nim związanych, a w salonie Sandra zagrała na fortepianie „Dla Elizy”! Na koniec pojechaliśmy do miejsca, które wielu z nas najlepiej zapadło w pamięć. Nawiedziliśmy Sanktuarium Maryjne w Ławrze Poczajowskiej, swego rodzaju „prawosławną Częstochowę”. Jest to największa świątynia poświęcona Matce Boskiej na kresach, znana z wielu cudownych uzdrowień. Znajdują się w niej odciski stóp Maryi. Było to niesamowite przeżycie- dla wielu z nas był to pierwszy kontakt z liturgią obrządku wschodniego. Monumentalne złote kopuły, przepiękne ikony i śpiew prawosławny wywarły ogromny wpływ na każdego z nas. Pomimo pewnych problemów z zapewnieniem sobie godnego ubioru, wszyscy byliśmy oczarowani wspaniałą świątynią. Po powrocie wszyscy byli bardzo zmęczeni, ale jeszcze bardziej zadowoleni. Wieczorem spotkaliśmy się wspólnie by uczcić urodziny dwóch Jakubów oraz podzielić się swoimi przemyśleniami po całodziennym zwiedzaniu.
29 maja, środa:
Karolina: Dzień trzeci, przystanek- Lwów! Oprócz licznych zabytkowych budowli, takich jak budynek Opery Lwowskiej, kaplica Boimów, czy Kasyno Szlacheckie, z pewnością zapamiętamy klimat tego miejsca, który wraz z aromatem świeżo palonej kawy, dało się odczuć w szczególności na urokliwym Rynku. Nasze zwiedzanie zwieńczyła ogromna ulewa, ale nawet ona nie pokrzyżowała naszych wieczornych planów. Do hotelu wróciliśmy przemoczeni do suchej nitki, ale już po kilkudziesięciu minutach, eleganccy, szykownie ubrani, zajmowaliśmy swoje miejsca w Operze Lwowskiej. Balet „Bajadera” zrobił na wszystkich ogromne wrażenie. Kunszt wykonania, precyzja a zarazem subtelność ruchów do dzisiaj budzą w naszej pamięci podziw dla występujących artystów.
Tomek: Trzeci dzień rozpoczęliśmy od zwiedzenia Opery Lwowskiej- jednego z najpiękniejszych budynków tego miasta. Po omówieniu budowy historycznej Lwowa, wyruszyliśmy spacerem na jego dalsze zwiedzanie. Kolejno widzieliśmy kasyno szlacheckie, Pałac Potockich (niestety nie weszliśmy do galerii sztuki w środku), kolumnę Adama Mickiewicza na placu jego imienia, Katedrę Łacińską oraz znajdującą się obok kaplicę Boimów- ostatnią nekropolię w centralnym Lwowie. W drodze do Katedry Ormiańskiej odrobinę zmokliśmy, ale była to niewielka cena w porównaniu z tym co zastaliśmy na miejscu. Ormiańska świątynia oraz historia tego narodu była niesamowita (choć można było powiedzieć jeszcze więcej). Po przejściu się przez Ormiańską dzielnicę i zahaczeniu o najstarszą, wciąż działającą lwowską fabrykę oraz sesję fotograficzną z Ignacym Łukasiewiczem, wróciliśmy na rynek. Tam też mieliśmy czas na zakupy i samodzielne zwiedzanie. Po powrocie do hotelu przygotowaliśmy się do wyjścia na balet „Bajadera” w zwiedzonej wcześniej operze. Taniec i muzyka były genialne, chociaż do zrozumienia fabuły potrzebny był informator. Oprócz wspaniałych strojów i gracji tancerzy oraz kunsztu artystycznego muzyków, wszyscy na pewno zapamiętamy entuzjazm z jakim klaskali i wiwatowali co niektórzy ukraińscy widzowie. Po powrocie na kolację, znowu spotkaliśmy się w grupach, tym razem słuchając faktów i opowieści o zwiedzonych przez nas miejscach opowiadanych przez naszych historyków, Panstwa Ossowskich, których nie zdążyli przekazać nam przewodnicy.
30 maja, czwartek:
Karolina: Ostatni dzień, mimo że krótszy ze względu na nasz powrót, nie ustępował poprzednim przeżyć i doświadczeń. Cmentarz Łyczakowski, Cmentarz Orląt Lwowskich i towarzysząca im chwila zadumy oraz widok na panoramę miasta z Wysokiego Zamku sprawiły, że wszystkim żal było opuszczać tamto miejsce. Jednak nieubłaganie płynący czas sprawił, że ze smutkiem
(i paszportami w rękach) pożegnaliśmy naszych przewodników i piękny Lwów. Umilając sobie drogę powrotną rozmowami, czy wspólną grą m. in. w czarne historie i światowy konflikt, wróciliśmy do Kielc. Mimo że nasza podróż dobiegła końca, wspomnienia z niej nie opuszczą nas tak łatwo, a my być może nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, jak dużo wzbogaciły nas te ostatnie majowe dni.
Tomek: Ostatniego dnia, wymeldowaliśmy się rano z hotelu, choć nie był to koniec naszego zwiedzania. Po obejrzeniu Baszty prochowej i Medycznego Uniwersytetu Lwowskiego, wyruszyliśmy na Cmentarz Łyczakowski. Jeśli coś zapadło nam bardziej niż Ławra, to właśnie ów nekropolia. Nie mieliśmy czasu obejść całego cmentarza, a mimo to widzieliśmy wiele mogił zasłużonych Polaków takich jak Maria Konopnicka, Stefan Banach czy Franciszek Smolka. Najbardziej emocjonalnym momentem była wizyta na cmentarzu Orląt Lwowskich. Historia tego miejsca oraz świadomość, że w tamtejszych grobach leżą ludzie młodsi od nas, wprowadziła wszystkich w zadumę i na pewno była powodem do wielu przemyśleń. Po zapaleniu znicza przy grobie Nieznanych Żołnierzy, ruszyliśmy dalej, oglądając kolejne mogiły ludzi walczących za Polskę- bohaterów Powstania Listopadowego i Styczniowego. Na koniec udało nam się odnaleźć grobowiec Sióstr Nazaretanek gdzie również zmówiliśmy modlitwę i zapaliliśmy znicz. Bo wyjściu z cmentarza, ruszyliśmy na Wysoki Zamek oraz Kopiec Unii Lubelskiej. Ze szczytu zamku mogliśmy obejrzeć cały Lwów, tak jak nigdy wcześniej. Ostatnim miejscem jakie zwiedziliśmy, był Kościół Jezuitów- obecnie cerkiew garnizonowa Garnizonu Lwowskiego. Jest to szczególne miejsce, poświęcone pamięci żołnierzy i cywili poległych na wojnie we wschodniej Ukrainie, która wciąż trwa- gdzie ciągle giną ludzie. Zrobione przez dzieci, papierowe gołębie pokoju wiszące nad zdjęciami ofiar mocno zapisały się nam w pamięci. Przed obiadem pożegnaliśmy i podziękowaliśmy naszym przewodnikom za te cztery wspaniałe dni, a po skończonym posiłku, wyruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem przejazd przez granicę trwał dłużej, ale czas umilaliśmy sobie różnymi grami i rozmową na temat ostatnich wrażeń. Wróciliśmy do Kielc późnym wieczorem i zadowoleni z cudownie spędzonych czterech dni.