Pomysł na wycieczkę do Krakowa zrodził się dosyć spontanicznie na jednej z pierwszych lekcji rozszerzonego języka polskiego. Po akceptacji idei, najpierw przez grupę humanistyczną, a następnie przez większość pozostałej części klasy, pani Monika Jaworska wraz z Anią Brzezińską, zadeklarowaną miłośniczką królewskiego miasta, zabrały się za organizację naszej wyprawy.
Jako że zdecydowaliśmy się na wybór pociągu jako środka transportu, byliśmy uzależnieni od jego rozkładu, stąd wczesna godzina zbiórki – 5:30. Dla niektórych, w tym autora niniejszego sprawozdania, czas pobudki okazał się prawdziwym wyzwaniem, jednak w najbardziej problematycznej sytuacji znalazł się Andrzej Starzyk, który w wyniku pewnych problemów z dojazdem nie dotarł na stację i dojechał do Krakowa na własną rękę dopiero kilka godzin później. Wracając jednak do grupy kolejowej – podróż upłynęła wszystkim w atmosferze sennej, wszakże trzeba było nadrobić utracone bezcenne minuty snu, a już po paru godzinach znaleźliśmy się na krakowskim dworcu.
Pierwszym przystankiem na trasie naszej wycieczki była położona w Bronowicach Małych, niegdyś podkrakowskiej wsi, obecnie jednej z dzielnic miasta, Rydlówka i znajdujące się w niej Muzeum Młodej Polski. Wybór właśnie tej atrakcji był oczywisty ze względu na fakt, że w tym czasie w szkole omawialiśmy słynny dramat narodowy pióra Stanisława Wyspiańskiego – „Wesele”, którego akcja ma miejsce dokładnie w tym skromnym dosyć dworku. Po muzeum oprowadziła nas pani przewodnik, okraszając nasze wrażenia audiowizualne nader szczegółowym i obfitującym w informacje komentarzem. Wizyta w takim miejscu w trakcie omawiania lektury z nim związanej z pewnością robiła duże wrażenie, gdyż można było faktycznie znaleźć się w izbach, w których odbyło się wesele Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną. Niektórzy jednak byli rozczarowani faktem, że krzak róży zasadzony przed dworkiem jest, zgodnie z zasadami ogrodnictwa, owijany jedynie w sezonie zimowym zamiast przez cały rok dla spotęgowania efektu atmosfery „Wesela”.
Z Bronowic udaliśmy się autobusem do centrum miasta, przeszliśmy na krakowski rynek i tam pod wieżą ratuszową rozeszliśmy się na przerwę brunchową. Grupa, w której znalazł się autor sprawozdania, udała się do umiłowanej przez hipsterów i studentów prawa kawiarni De Revolutionibus przy ulicy Brackiej, gdzie można było rozkoszować się latte (z mlekiem sojowym, rzecz jasna), bajglami z serem camembert oraz wegańskim i bezglutenowym brownie na spodzie daktylowym. Warto dodać, że kawiarnia DeRevo jest połączona z księgarnią, a ręka pisząca ten tekst nie mogła powstrzymać się od sięgnięcia po egzemplarz „Wichrowych wzgórz” Emily Brontë (w oryginale i okazyjnej cenie).
Kiedy już wszyscy nasycili swoje brzuchy wyśmienitym jedzeniem, a plecaki nowymi nabytkami do przepełnionych biblioteczek, udaliśmy się całą grupą do najstarszej części Uniwersytetu Jagiellońskiego – Collegium Maius, w którym mieliśmy okazję zobaczyć imponujący dziedziniec oraz całą rzeszę studentów, prawdopodobnie odbywających dzień zapoznawczy na uczelni. Następnie przeszliśmy do kościoła franciszkanów, gdzie można podziwiać zapierającą dech w piersiach polichromię autorstwa wszechstronnie uzdolnionego Stanisława Wyspiańskiego. Kolejnym krótkim przystankiem był Wawel i znajdująca się tam katedra, w której można oglądać wiele grobów słynnych person, między innymi wszelakich królów czy wieszczów narodowych, np. Adama Mickiewicza i umiejscowionego nie bez ironii tuż obok jego rywala – Juliusza Słowackiego. Po wyjściu z katedry przeszliśmy zaledwie kilkaset metrów do wejścia do Smoczej Jamy związanej z legendą o Smoku Wawelskim. Zejście do jaskini prowadzi przez kilkaset wąskich schodków w dół, zatem osoby z klaustrofobią oraz zbyt wysoki do takich pomieszczeń Maks Dróżdż z pewnością przeżyli niezapomnianą przeprawę.
Opuściwszy jaskinię Smoka Wawelskiego, udaliśmy się do kościoła na Skałce, gdzie odwiedziliśmy Panteon Zasłużonych, kryjący miejsca pochówku m.in. Stanisława Wyspiańskiego czy Czesława Miłosza. Później, kierując się już powoli w stronę dworca, przeszliśmy jeszcze na plac Szczepański, gdzie w Kamienicy Szołayskich znajduje się wystawa pt. „Szuflada Szymborskiej”. W środku mogliśmy podziwiać różnorakie rekwizyty związane z poetką, a Wojciech Marzec był oburzony tym, że noblistce udało się dostać pewne książki, na które on poluje już od dawna (niestety okazało się, że owe woluminy stanowiły stałą część wystawy, więc Wojtek musiał obejść się smakiem). Po zwiedzeniu wystawy jeszcze raz rozeszliśmy się na przerwę obiadową. Autor sprawozdania w gronie zbliżonym do tego z DeRevo udał się na wyśmienitą pizzę do Pizzatopii przy ul. Szewskiej. Później, podczas spaceru w kierunku Rynku Głównego, gdzie miała być zbiórka, wspomniana grupa natknęła się przypadkiem na redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, księdza Adama Bonieckiego. Potem, po paru kontrowersjach dotyczących tego, gdzie w zasadzie znajdowało się miejsce naszej zbiórki, poszliśmy na dworzec, gdzie jakimś cudem znaleźliśmy miejsca siedzące w pociągu, w którym zwykle ląduje się na podłodze.
Do Kielc wróciliśmy pod wieczór, wszyscy nieco zmęczeni, ale zadowoleni. Nie ulega bowiem wątpliwości, że wycieczki tego typu to bardzo dobre narzędzie edukacyjne, ponieważ uczniowie, mając okazję zobaczyć na własne oczy, poczuć i dotknąć miejsc, o których jak dotąd jedynie czytali w dziele powstałym sto lat temu, bardziej angażują się w treść lektury. Dlatego też sądzę, że właśnie dzięki powiązaniu tej krótkiej wyprawy z treścią „Wesela” Wyspiańskiego, bronowicka chata, w której rozegrał się ten narodowy dramat, nie będzie już dla nas tylko wytworem imaginacji, a realnym, zapadającym w pamięć miejscem.
Jan Młynarczyk kl. 3A